Któż z Nas, górskich wędrowców,
nie słyszał o tej górze? O jej humorach i o tym, że potrafi być bezlitosna lub
łagodna dla tych, co ją zdobywają, że pogoda na szczycie potrafi zmienić się w
parę minut z pięknej słonecznej na śnieżycę nawet czy totalną wichurę?.
Postanowiłem się o tym przekonać, jak powita mnie ,,Królowa polskich
beskidów’’. Wypad został zaplanowany, jako w sumie jednodniowe wejście na
szczyt z opcją zobaczenia zachodu słońca, a na drugi dzień mieliśmy postanowić,
co robimy dalej – czy idziemy jeszcze gdzieś na szlak czy wracamy i coś
zwiedzamy po drodze. Wybraliśmy 10 i 11 listopada, bo tak Nam wszystkim ułożył
się ten dłuższy weekend. Pojechaliśmy autkiem w cztery osoby – Magda, Basia,
Rafał i Ja. I była to fajna ekipa i bardzo sympatyczny wyjazd.
|
No to ruszamy na szlak! |
Z Łodzi wyjechaliśmy około 5.30
rano, bo śpiochom nie bardzo chciało się wstać. Do tego Rafał był chory, a i
mnie po drodze zaczęło się udzielać lekkie przeziębienie. Na trasie było pusto,
więc jechało się dobrze i w miarę szybko. W okolicach Wadowic przywitał Nas
piękny poranek, słoneczny, z chmurami i górami przed Nami. Nastrój całej
załodze poprawił się od razu. Wreszcie jakimś bardzo pofalowanym skrótem
wjechaliśmy do Zawoi. O tym, że to najdłuższa w Polsce wieś nie muszę nikomu
przypominać. Ale o tym, że numeracja domów jest tam także mocno pofalowana
warto napisać kilka zdań. Trochę jechaliśmy przez Zawoję w poszukiwaniu
gospodarstwa agroturystycznego, w którym mieliśmy zaklepany pokój. Wjechaliśmy
w osiedle Zawoja – Składy i szukaliśmy dalej…numer domu 1200 coś tam, obok
747…stanęliśmy, każdy coś tam warknął i błądziliśmy dalej. Po kilkunastu
minutach błądzenia przypadkiem trafiliśmy pod dobry numer 1447. Miłe powitanie
przez gospodynię domu, rozlokowanie się w pokoju, szybki przepakunek, zrobienie
papu i picia w termosy i mogliśmy prawie ruszać na podbój Babiej Góry. Mieliśmy
taki fart, że od 3 dni nie było w ogóle widać gór, a tym bardziej szczytu Babiej,
a akurat jak przyjechaliśmy zrobiło się słonecznie i w miarę ciepło. Było też
widać zaśnieżone góry i szczyty. Widoki miały być cudowne…jak było w
rzeczywistości?.
Trasę wejścia i zejścia mieliśmy ustaloną
mniej więcej jeszcze w domu. Uwielbiam te chwile, gdy w domu planuje się
kolejny wyjazd, patrzy na mapę szlaków i wyobraża sobie, co spotka Nas tam, w
górach. Tak więc, plan był taki, że najpierw z Zawoi podjechaliśmy autkiem
bardzo widokową i krętą szosą na Przełęcz Krowiarki (Lipnicką). Stąd czerwonym
szlakiem zaczęliśmy podejście. Budka pracowników parku była zamknięta, co Nas
ucieszyło oczywiście i szybciutko pomknęliśmy do góry.
|
Ślisko i mokro - na Sokolicę. |
|
Pogaduchy na szlaku. |
Początkowo szlak biegł
całkiem wygodnymi schodkami, i dopiero po jakimś czasie zaczęło być już
normalnie górsko, a nie deptakowo-krupówkowo. Było strasznie wilgotno, a z
drzew kapały krople wody. Do tego trochę mgieł…fajna atmosfera.
Po paru
minutach zieleń ustąpiła miejsca bieli śniegu. Dosłownie jakby w ciągu sekundy zmieniło
się porę roku z jesieni na zimę. Granica tego przejścia była bardzo widoczna,
zwłaszcza po wyjściu już z piętra lasu. Na szlaku było odtąd ślisko i mokro. Po
około godzinie podchodzenia dotarliśmy na Sokolicę (1367 m n.p.m). Szczyt
stanowi wspaniały punkt widokowy na Babią Górę, jak i okolicę oraz Zawoję. Stąd
było też świetnie widać granicę jesieni i zimy, w dole dominowały ciemno-rude
kolory oddzielone wyraźną białą kreską śniegu powyżej. Po małej sesji
zdjęciowej pomaszerowaliśmy dalej na Kępę (1524 m n.p.m) oraz Gówniak (1617 m n.p.m). Od Sokolicy
aż w sumie do podszczytu Babiej towarzyszyła Nam cudowna pogoda. Wyszło słonko,
zrobiło się całkiem ciepło, a my byliśmy ponad chmurami! Cudowne uczucie i
widoki. Daleko na horyzoncie majaczyły ośnieżone i groźne szczyty Tatr. Było
cudnie…piękne widoki, genialny szlak i super ludzie – czego chcieć więcej?.
|
Punkt widokowy na Sokolicy. |
|
|
|
|
Widok z Sokolicy w kierunku Babiej Góry. |
|
Być ponad chmurami...w oddali Tatry. |
|
Taką pogodę mieliśmy...do czasu |
|
Iść, ciągle iść..w stronę Babiej:) |
|
Ja na szczycie Kępy. |
|
Nasza wesoła ,,kompanija''!!:) |
|
Zawsze chciałem mieć takie zdjęcie z takim tłem...bajka. |
Mieliśmy nadzieję, że taka pogoda utrzyma
się do momentu wejścia na szczyt. Niestety, za Gówniakiem przyszły chmury oraz
mgły i zasłoniły Nam niemalże cały świat. Do tego zaczęło okrutnie wiać i
zrobiło się zimno. Cóż, przecież to Babia Góra! Bywa kapryśna i już. W trudnych
warunkach, w śniegu niemalże po kolana i przy silnym wietrze dotarliśmy w końcu
na szczyt Babiej Góry (1725 m
n.p.m).
|
Magda i ja na szczycie Babiej Góry (1725 m n.p.m) |
Zrobiliśmy szybkie zdjęcia pod słupkiem szczytowym. Postanowiliśmy
chwilę poczekać z myślą, że może się przejaśni. Tak samo chyba postanowiło
kilkanaście osób siedzących i skurczonych pod murkiem. Zdjęcie rękawiczki, aby
zrobić kilka zdjęć powodowało u mnie po minucie niemalże odmrożenia.
|
Słonko na szczycie... |
|
i tak było super! |
Po paru
minutach coś jakby słońce prześwietliło się przez chmury, zmieniły się kolory
otoczenia, tak jakby to był sen…zresztą popatrzcie na zdjęcia sami. W końcu
zapadła decyzja o zejściu. Chwilę szukaliśmy (nie tylko my zresztą) szlaku w
kierunku Przełęczy Brona (1408
m n.p.m) i zaczęliśmy schodzić, co chwila spoglądając na
szczyt, bo może jeszcze się przejaśni…nic z tego. Nadeszły nowe chmurki. Babia
Góra pokazała, że ma naprawdę…kobiecą naturę, zmienną, nieodgadnioną,
tajemniczą. Cóż, kobieto, do następnego razu! Mam nadzieję, że będziesz
łagodniejsza...
Zejście na przełęcz było…dziwne, cholernie
śliskie i powolne. Schodziliśmy naprawdę wolno i ciągle wszyscy Nas wyprzedzali
gnając na łeb na szyję w dół i fikając kozły co kawałek. Gdzie Wy ludziska tak
gnacie? Tak śpieszno Wam do tego, co na dole?.
|
Zejście na Przełęcz Brona. |
Powoli, krok za krokiem, schodek
po schodku zeszliśmy na przełęcz. Tutaj też zobaczyłem ratownika GOPR-u
schodzącego z Małej Babiej Góry, który radził sobie identycznie jak my…czyli
nie byliśmy tacy kiepscy w tym Naszym schodzeniu. Rozdzieliłem ostatnie
cukierki owocowe i rozpoczęliśmy żmudne zejście do schroniska PTTK Markowe
Szczawiny. Na mapie niby jest to 30 minut, ale szliśmy i szliśmy i końca nie
było widać. Magda pomykała w dół aż trudno było mi za Nią nadążyć. Wreszcie
zobaczyliśmy budynek schroniska. Poczekaliśmy przed nim na Basię i Rafała i weszliśmy
coś zjeść, napić się i ogrzać. W środku było całkiem przytulnie, siedziało
sporo osób, panował gwar i rozmowy gdzie, kto był, co przeżył itd. Lubię ten
klimat. Zjedliśmy, dopiliśmy herbatę z termosów…i nie chciało Nam się ruszyć w
dalszą drogę. Zaczynało się już jednak robić szarawo na zewnątrz, więc
zebraliśmy się i ruszyliśmy niebieskim szlakiem z powrotem na Przełęcz
Krowiarki do samochodu. Niebieski szlak to taki w sumie deptak płaski, trochę
kamieni i korzeni i kałuż. Szło się szybko i całkiem przyjemnie. Zrobiło się
ciemno, nikogo nie było już na szlaku. Tylko my…Po około półtorej godzinie
byliśmy już na parkingu. Na szlaku zadzwoniła do Nas gospodyni domu, gdzie spaliśmy
i pytała się, gdzie jesteśmy i za ile będziemy, bo obiadek czeka!!. To Nas
przyśpieszyło, ale też spowodowało burczenie w brzuszkach.
|
,,Jak cień w dolinie mgieł...''. |
|
A kuku! Na Przełęczy Brona. |
Wróciliśmy do domku, zrzuciliśmy plecaki i
w kuchni czekał na Nas pyszny obiadek, a w zasadzie kolacja. Zupa i cała miska
ruskich pierogów, którą szybko pochłonęliśmy. Pyszota normalnie! Do tego
kompot…normalnie błogostan zapanował po jedzonku, nie mogliśmy się ruszyć od
stołu, żeby iść do pokoju na piętro.
Wieczorem siedzieliśmy pijąc piwo
i dyskutując na różne życiowe tematy. To był naprawdę udany, cudowny dzień.
Super szlak, wspaniałe widoki, zdobycie szczytu Babiej Góry, zejście po ciemku
na dół…i pyszne jedzonko na sam koniec. Chciałbym, żeby te chwile trwały cały
czas. Tak kończył się ten dzień…Rankiem następnego dnia, okazało się, że pogoda
zmieniła się całkowicie. Było mgliście, pochmurno, padało i nie było nic widać,
nawet drzew po drugiej stronie drogi. Postanowiliśmy wracać do Łodzi już, po
drodze zwiedzając Wadowice i zamek w Ogrodzieńcu. Ale to już historia na inną
opowieść.
A teraz pozostałe zdjęcia jeszcze...
|
Chmurki... |
|
Podejście na Sokolicę...ciepło mi było i już. |
|
Widok z Sokolicy. |
|
Widok z Kępy na ,,ganek'' widokowy Sokolicy. |
|
Zimowy sen... |
|
Chyba nie trzeba komentarza... |
|
Tatry! |
|
Za chwilę gów..o było widać a ja się cieszyłem jak dziecko:) |
|
Zimno, wietrznie, nic nie widać...jak to na Babiej! |
|
Ale się zassało! |
Uważam, że trzeba chwalić i
promować to, co dobre, więc chciałem przy okazji dać Wam namiary i polecić
gospodarstwo agroturystyczne, w którym nocowaliśmy i jedliśmy. Jeśli będziecie
szukać noclegu w Zawoi, w miłej atmosferze i wśród życzliwych ludzi i z pysznym
jedzeniem to uderzajcie tu:
,,Pod Babią Górą’’ – Bożena
Ciesielska
Gospodarstwo Agroturystyczne
Zawoja Składy 1447
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz