czwartek, 13 listopada 2014

Powroty są sentymentalne…Beskid Wyspowy (20-23.VIII.2014r)



Dzień I - Ćwilin

    Prawie dokładnie rok temu byliśmy z Madzią w Beskidzie Wyspowym. Od tamtego wyjazdu wiele się zmieniło u Nas. Może dlatego też, postanowiliśmy zrobić sobie taki retro sentymentalny powrót na szlaki wyspowego. Załatwiliśmy sobie parę wolnych dni w pracy i nie patrząc na prognozy pogody ruszyliśmy do Mszany Dolnej. Podróż przebiegła bez większych problemów. Około 10.30 byliśmy już na miejscu. Nocleg załatwiliśmy sobie w ośrodku ,,Słoneczko’’ na ulicy Stawowej, z dala od centrum miasta. Bo potrzebowaliśmy ciszy oraz spokoju. Rozpakowaliśmy się, spakowaliśmy rzeczy do mniejszych plecaków, zrobiliśmy herbatę do termosów, zabraliśmy jedzenie i ruszyliśmy na szlak.

Na Ćwilinie...tylko razem!
     
    Na pierwszy ogień wybraliśmy Nasz ulubiony szczyt i polanę na Ćwilinie. Widoki stamtąd są jednymi z najpiękniejszych w polskich beskidach. I co najważniejsze, nie ma tam tłumów ludzi. Panuje zupełna cisza, wiatr hula po polanie, słychać szum drzew…a te widoki!!. Busem podjechaliśmy na Przełęcz Gruszowiec i spod ,,Baru pod Cyckiem” ruszyliśmy niebieskim szlakiem, początkowo łagodnie przez pola, potem już cały czas ostro do góry przez las. Beskid Wyspowy ma to do siebie, że jest mało uczęszczany przez turystów, nie ma tu też parku narodowego, przez to też o szlaki się tu średnio dba. Tym razem na niebieskim szlaku zastaliśmy dużo powalonych drzew blokujących szlak. Ludzie porobili już ich obejścia. Nie zmienia to faktu, że powinny one zostać usunięte przez leśników, PTTK czy kogoś innego, komu szlaki podlegają. Także szlak jest słabo zadbany - koniec kropka. 

Relaks na szczycie.

Szlak na Ćwilin czasem jest trudny...
    
    Podejście poszło Nam szybciej niż się spodziewaliśmy i po kilkudziesięciu minutach wyszliśmy z lasu. Teraz mogliśmy się cieszyć wspaniałymi widokami. Tradycyjnie dochodząc do drogi ,,stokówki’’ nie poszliśmy na wprost szlakiem pod górę, tylko tą drogą, która okrąża szczyt Ćwilina i gwarantuje widokowy marsz. Dochodzi się do szlabanu i ambonki i trzeba pójść w lewo połączonym szlakiem żółtym oraz niebieskim. Po około 15 minutach byliśmy na polanie szczytowej. Pogoda ładna, świeciło słonko, choć wiatr był chłodny. Na szczycie było tylko małżeństwo z dzieciakami. Także Wyspowy gwarantuje pustki na szlakach nawet w wakacje.
Szczyt Ćwilina, ławy i stoły, miejsca po ogniskach...
    Rozłożyliśmy się wygodnie na jednej z ław, wyjęliśmy jedzenie i picie z plecaków, Magda rozłożyła statyw. Powoli chłonęliśmy to, co Nas otaczało, widoki po horyzont na Babią Górę ukrytą trochę za mglistym powietrzem, Tatry skryte w chmurach, tak bliskie Gorce czy Beskid Sądecki. Na Mogielicy w słońcu połyskiwał dach na wieży widokowej. I ta cudowna cisza…tak!! Tego Nam było potrzeba. Na szczycie spędziliśmy prawie 2 godziny, nawet nie zauważyliśmy, kiedy ten czas minął.
    Powrót zaplanowaliśmy żółtym szlakiem przez Czarny Dział do Mszany. Zeszliśmy z powrotem żółtym szlakiem do ambonki i…zgubiliśmy szlak. Pokręciliśmy się chwilę w każdą stronę i zaczęliśmy schodzić szeroką ,,stokówką’’, która wydawała mi się właściwą drogą. Nie była nią, o czym przekonaliśmy się dochodząc z powrotem jakby zataczając koło wokół Ćwilina, do żółtego szlaku rowerowego biegnącego z Wilczyc na szczyt. Jakim cudem? Ale że jak? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że Magda miała rację po raz kolejny, bo chciała wracać tak jak weszliśmy niebieskim szlakiem, jak tylko okazało się, że na drodze, którą wybraliśmy nie było żółtych znaków szlaku. Przez mój błąd i upór godny osiołka musieliśmy jeszcze raz wejść na szczyt Ćwilina. Pozytyw taki, że od strony Wilczyc szlak rowerowy też wydaje się całkiem fajny. Także weszliśmy, zdobyliśmy po raz drugi Ćwilin i zeszliśmy do Gruszowca niebieskim szlakiem przedzierając się przez wiatrołomy. Jako, że było już dość późno i pogoda zaczynała się robić ,,barowo-literacka”, a czekać godzinę na busa Nam się też nie chciało, to swoim zwyczajem złapałem ,,stopa’’. Podwieźli Nas mili Krakowianie, którzy zeszli ze Śnieżnicy w tym samym czasie, co my z Ćwilina. Po powrocie do Mszany zrobiliśmy jeszcze zakupy a potem, wieczorem już, przy piwku w pokoju główkowaliśmy jak mogliśmy pójść w zupełnie drugą stronę i zgubić szlak…i planowaliśmy szlak na kolejny dzień. 

Na pierwszym planie Luboń Wielki, za nim daleko Babia Góra.

Słońce moje:)

Dzień II – Rabka Zdrój  

Pomnik Św. Mikołaja w Rabce.

Park w Rabce.


Fontanna 7 słoni...

Wieczorem było tam bardzo klimatycznie.

Nie mogłem się powstrzymać..tylko dzieci się jakoś na mnie dziwnie patrzyły:)



    Czwartkowy poranek przywitał Nas dudniącym o parapet deszczem. Nie będę ukrywał, w górach taki poranek i wylegiwanie się do południa w łóżku jest o wiele przyjemniejsze niż w domu. Przestało padać dopiero około 15.00. My postanowiliśmy zrobić sobie luźny dzień i zwiedzić położoną od Mszany o jakieś 10 km Rabkę Zdrój. Miasto to jest nazywane ,,Miastem Dzieci Świata’’. Znajdują się tu min. Muzeum im. Władysława Orkana, Pomnik Świętego Mikołaja, Tężnia Solankowa w Parku Zdrojowym, Fontanna Siedmiu Słoni, Muzeum Orderu Uśmiechu czy Teatr Lalek ,,Rabcio”. Podczas parogodzinnego zwiedzania miasta urzekły Nas zwłaszcza Park Zdrojowy i Fontanna Siedmiu Słoni. Ale też ogólnie miasteczko ma swój niepowtarzalny klimat. Tylko trzeba się pokręcić trochę bocznymi uliczkami, żeby zobaczyć stare wille uzdrowiskowe czy starą miejską zabudowę. Do tego góry dookoła i mamy obraz ładnego, klimatycznego miasteczka, w którym chciałoby się zatrzymać na dłużej lub zamieszkać. Na koniec odbyliśmy romantyczny spacer przy zachodzie słońca po parku, zjedliśmy pyszny obiad w karczmie i wróciliśmy do Mszany. Nazajutrz czekała na Nas Królowa Beskidu Wyspowego – Mogielica.   
  

Amfiteatr w Rabce.
Dzień III – Mogielica

    Wczesna pobudka…patrzymy, co jest za oknem….a tam słoneczko świeci i po niebie przewijają się nieliczne obłoczki. Pakujemy się, robimy papu, herbatę w termosy i ruszamy autem na Przełęcz E. Rydza-Śmigłego. Jazda samochodem z Mszany w to miejsce to także przyjemne przeżycie gwarantujące wspaniałe widoki na Śnieżnicę, Ćwilin, Łopień i Mogielicę, podziwianie małych miejscowości, w których czas się prawie zatrzymał (Jurków czy Chyszówki) a miejscowi niespiesznie wykonują swe codzienne obowiązki.

Przełęcz E. Rydza-Śmigłego - tu zaczynają się szlaki na Łopień i Mogielicę.
     
    Na przełęczy znajduje się parking dla samochodów oraz pomnik-obelisk oraz krzyż z 1938 roku, które są pamiątką po walkach Legionów Polskich w 1914 roku dowodzonych przez E. Rydza-Śmigłego. Pomnik zwany jest też ,,Pomnikiem Spotkania Pokoleń’’. Co roku 11 listopada w święto Niepodległości jest tutaj odprawiana msza święta. Stąd rozchodzą się szlaki na Łopień i Mogielicę. My wybieramy się na tę drugą górę zielonym szlakiem. 

Piękna pogoda i piękny szlak na Mogielicę.

Chcemy taki domek!!.
    Początkowo szlak biegnie delikatnie pod górę, przez pola, pastwiska i las. Po paru minutach marszu przechodzimy przez zabudowania przysiółka Sarys i dalej polną drogą znów pod górę. Maszerowało Się Nam bardzo przyjemnie. Pogoda dopisała tego dnia. Na kolejnej polanie stał szałas pasterski a w nim znajdował się…całkiem dobry kominek!. Ot, odrobina luksusu musi być. Znów po kilkunastominutowym mozolnym zdobywaniu wysokości dochodzimy do szerokiej drogi stokówki, przecinającej Nasz zielony szlak. W prawo doprowadzi nas do niebieskiego szlaku rowerowego, w lewo do żółtego szlaku Słopnice-Mogielica. My jednak idziemy dalej szlakiem zielonym ku polanie Wyśnikówka, słynącej z pięknych i dalekich panoram Beskidu Wyspowego. Po dość stromym, mozolnym podejściu wychodzimy wreszcie na tę polanę. Widać z niej też charakterystyczną wieżę widokową na szczycie. Tutaj robimy sobie małą przerwę oraz sesję zdjęciową. A jest co podziwiać i nad czym dumać. Znowu jest pusto i cicho, czyli tak jak w Wyspowym prawie zawsze. To lubię…dlatego tutaj wracam.

Polana Wyśnikówka - cudowne widoki są z niej..mrrr


Lans musi być!.
     
    Na szczyt idziemy jakieś 20 minut przez las mając znowu powtórkę powalonych drzew z Ćwilina. Na szczęście są widoczne obejścia. Na szczycie jak to…na szczycie. Jest wieża, są też ludzie w niewielkiej ilości. Parę osób jest na wieży, więc odpoczywamy i czekamy aż zejdą. Trochę to trwało, ale wreszcie przyszła kolej na Nas. Po wąskich schodkach pniemy się w górę coraz wyżej i wyżej, ponad korony drzew. Jest!! Wspaniałe widoki dookoła.

Mała to ona nie jest..i te schodki:)

Widok z wieży na Mogielicy na Polanę Stumorgową.
Wieje też przenikliwy wiatr. Jednak w tym miejscu i tak spędzamy parę minut, robimy zdjęcia, na horyzoncie doszukujemy się szczytów i pasm górskich. Trochę przewiani i zmarznięci schodzimy na dół. Kierujemy się żółtym szlakiem teraz w kierunku Słopnic i przysiółka Kocury. Ale najpierw idziemy na małą polankę, gdzie stoi metalowy krzyż postawiony na pamiątkę tutejszych wędrówek Karola Wojtyły. Bo Wojtyła lubił wyspowy i często wędrował po beskidzkich wyspach. Bardzo podoba mi się napis pod krzyżem:

 ,,Wobec piękna gór czuję, że on jest i wtedy zaczynam się modlić" Jan Paweł II.
 
Krzyż Papieski pod Mogielicą..i widok na Gorce!
     
    Po chwili zadumy ruszamy w drogę powrotną żółtym szlakiem. Widoków mało, więc gdy tylko doszliśmy do opisywanej wcześniej już drogi stokowej, poszliśmy nią z powrotem do zielonego szlaku i nim tak samo zeszliśmy na przełęcz. Na stokówce spotkaliśmy lisa, który beztrosko zmierzał w naszą stronę. Ale gdy tylko zorientował się, że ,,człowieki’’ są na jego drodze czmychnął w krzaki szybko.
 
Mały śliczny rudzielec:)
     
    Cała trasa zajęła Nam jakieś 5,5 godziny spokojnego marszu i podziwiania widoków. Sporo czasu spędziliśmy na polanie Wyśnikówka oraz na wieży. Zresztą, po co się spieszyć? Często pędząc przed siebie w codziennym życiu nie zauważamy otaczającego Nas piękna. W pewnym momencie zatrzymujemy się i stwierdzamy, że coś nam uciekło, przepadło bezpowrotnie, a życia nie cofniemy już, nie przeżyjemy go po raz drugi…
  
Dzień IV – Kraków  

Kościół Mariacki.

Sukiennice
   Trzy dni w Mszanie Dolnej i wędrówki po tutejszych szlakach szybko Nam minęły. Trzeba było wracać. W drodze powrotnej mieliśmy zaplanowane zwiedzanie Krakowa. Piękny słoneczny dzień spowodował, że na starym mieście, Wawelu i nad Wisłą było dużo turystów. Ale akurat tłum ludzi w mieście Nam nie przeszkadzał. Powolutku przeszliśmy się od Barbakanu do Kościoła Mariackiego, pokręciliśmy się po rynku, po Sukiennicach, i poszliśmy dalej na Wawel. Masa ludzi, sklepiki, kafejki, koloryt narodowościowy i językowy są tutaj powszechne. Czuć klimat starego średniowiecza i nowoczesności. Zamek na Wawelu robi niesamowite wrażenie swoim ogromem. Do tego leniwie płynąca w dole Wisła…i ziejący ogniem Smok. Żeby to wszystko dokładnie obejrzeć, móc zajrzeć tam, gdzie nie dociera wielu turystów, potrzeba pewnie kilku dni. Może innym razem? Kto wie…

Ach ten Kraków - cudowny jest!

Wisła i widok z murów na Wawelu.

I jeszcze kilka innych zdjęć...

Lubimy takie okoliczności przyrody...

..gdy razem jesteśmy w górach:)

Lenistwo w wykonaniu Magdy.

Idziemy na Mogielicę - tam musi być pięknie!.

Kominek w szałasie przy szlaku na Mogielicę.

Ale było gorąco wtedy.

,,Smok'' wawelski:)

Powtórzę się, ale uwielbiam Kraków!


Szlak na Ćwilin.

To chyba Zakrzówek w Krakowie, a jak nie to niech ktoś mnie poprawi.

Tężnia w parku zdrojowym w Rabce.

Ja.



wtorek, 26 sierpnia 2014

Skarpety trekingowe letnie Wisport – recenzja.



Czas użytkowania – około roku z przerwami na inne skarpetki oczywiście.
Warunki – głównie po lasach, polach i tudzież innych krzakach, dwa razy w górach też.
Z jakimi butami – Boreale modele Atlas i Approach, ze zwykłymi adidasami, trampkami, a nawet w gumofilcach podczas zbierania grzybów.
Podzielone na prawą i lewą stopę, o czym informują Nas literki ,,P” i ,,L” na bokach skarpet.

Używane były często w warunkach od wiosny do jesieni. Zimą jest w nich za chłodno już.  

Trochę suchych faktów od producenta: Skarpety trekingowe LETNIE.

- Wyprodukowane w Polsce (jak miło).
- testowany rozmiar 41-43.
- Wisport przeznacza je do uprawiania turystyki w cieplejszych regionach lub latem.
- W dwóch kolorach: beżowo-piaskowym oraz czarnym.

Skład surowcowy:
Coolmax – 75%
Filactive – 13%
Poliamid – 10%
Elastan – 2%

Jak widać, zawartość Coolmaxu mówi Nam o ich przeznaczeniu do dodatnich temperatur.

   Co to jest ten Coolmax? Ano jest to ,,Materiał wykonany ze specjalnie opracowanych przez koncern DuPont włókien, których zadaniem jest zapewnienie dobrej wentylacji ciała oraz odprowadzenie wilgoci na powierzchnię odzieży, zapewniając przyjemne uczucie miękkości i suchości, nawet podczas największego wysiłku, również w wilgotnym środowisku. Dzięki odpornemu na pranie wykończeniu antybakteryjnemu, CoolMax jest zdolny do likwidowania bakterii powstających na spoconym ciele, ograniczając nieprzyjemny zapach bielizny”.

Cytat ze strony producenta: http://www.wisport.com.pl/Ostatnio%20kupione-50,0,pr,shop.html?PHPSESSID=1543a5998b2826f7d22737925c23a41d

Domieszka włókien Filactive w materiale skarpet utrzymuje właściwą temperaturę ciała, oraz odprowadza wilgoć na zewnątrz i działa antybakteryjnie.


Oczywiście skarpety są skonstruowane tak jak przystało na nowoczesne trekingowe skarpetki, czyli mają:

- elastyczne ściągacze w odpowiednich miejscach
- wzmocnienia na piętach oraz palcach
- płaskie szwy
- strefy poprawiające emisję wilgoci na zewnątrz skarpety.

   Wszystko pięknie i wspaniale, ale jak te wszystkie ,,kosmiczne’’ technologie sprawdzają się podczas normalnego dreptania w butkach?.

   Przede wszystkim Wisporty są bardzo wygodne i miłe dla stóp. Nie są jakoś bardzo grube i mięsiste, ale zapewniają odpowiedni komfort w butach podczas nawet kilkugodzinnych marszów. Są dobrze wykonane i mają przemyślane ściągacze oraz elastyczne opaski utrzymujące je na stopach. Nigdy mi się nie zsuwały ani nie rolowały pod stopą w butach.

   Bardzo dobrze oddychają na stopach w butach. Czuję się komfort i przyjemną suchość. Po ich zdjęciu, gdy są nawet lekko zawilgocone to szybko schną. Tutaj idealnie sprawdza się duża zawartość Coolmaxa. To naprawdę działa!. Tak z moich spostrzeżeń, to najlepiej spisywały się wiosną i jesienią przy umiarkowanych temperaturach. Wtedy oddychalność i suchość stóp były najbardziej odczuwalne.

   Po wypraniu i wyciśnięciu wody schną całkiem szybko. Jeśli chodzi o łapanie zapachów to spisywały się średnio. Po jednym dniu czuć było smrodek, po dwóch robiło się wesoło od wąchania, a dłużej to już trzeba by mieć zboczenie jakieś zapachowe żeby je wąchać. Wiadomo, sztuczne włókna łapią zapachy szybciej od naturalnych, jednak w przypadku tych skarpet mogłoby być troszkę lepiej.

Jak z trwałością Wisportów?

   Cóż, na zdjęciach widać, że po roku używania wyglądają jak wyzute szmaty ze śmietnika. Mimo to używam ich nadal do prac przydomowych czy lekkich spacerów. Sprawują się nadal dobrze, nie poobcierałem się w nich i wciąż jest komfortowo. Jak porobią się dziury i słonka na piętach to dopiero je wyrzucę.
   Na początku były w miarę trwałe i tylko lekko się mechaciły na palcach i piętach. Po jakimś czasie trochę się sprały i ubiły od środka. Potem zaczęły się robić już prześwity, najpierw na piętach, następnie na dużych paluchach, i po bokach.

Krótkie podsumowanie

   Trekingowe letnie skarpety Wisportu są godne polecenia. Za 20 zł otrzymujemy dobrze uszyte i wykonane skarpety, o przemyślanej konstrukcji i z właściwym do swego przeznaczenia składem materiałowym. Można się czepiać szybkiego chłonięcia zapachów i średniej trwałości, ale i tak stosunek cena/jakość jest jak najbardziej na ich korzyść. To tanie i dobre skarpetki na sezon letni, na kilka konkretnych wypadów lub dłuższe lżejsze spacerowanie. Poprzecierają się to się je wyrzuca i kupuje następne. Ot, cała skarpetkowa filozofia.

Zalety

- Tanie (20 zł na stronie producenta)
- Dostępne szeroko w sieci i sklepach stacjonarnych
- Wygodne i komfortowe
- Świetnie oddychają i zapewniają odpowiedni klimat dla stóp podczas wielogodzinnego marszu
- Szybko schną
- Dobrze wykonane
- Odpowiednia konstrukcja dobrze utrzymuje je na stopach
- Płaskie szwy, ale to już dziś standard w skarpetach trekingowych

Wady


- Szybko łapią nieprzyjemne zapachy
- Trwałość na średnim poziomie     



Trochę zdjęć poglądowych dla odważnych:) 




Nie wyglądają jak nówki nieśmigane...

Na spodzie materiał się poprzecierał i ubił.

Prawa i lewa..