czwartek, 29 grudnia 2016

SPRZEDANE!!! Buty Jack Wolfskin model CROSSWIND TEXAPORE O2+ MID M




Buty Sprzedane - ogłoszenie nieaktualne!!

 Witam Moi Drodzy!!

Jak w tytule posta - fajne kierpce na sprzedaż idą.

Rozmiar 10, euro 44,5 długość wkładki 27,6 cm.

Kolor Burly Yellow

Cena 200 zł plus przesyłka Pocztą Polską około 14 zł (ewentualnie przymiarka i odbiór osobisty w Łodzi po wcześniejszym kontakcie i ustaleniu co i jak i gdzie).

Cena nowych to 630 zł!

Buty nieużywane, są nowe, założone parę razy tylko w mieszkaniu. Niestety nietrafiony rozmiar.


Więcej zdjęć dla zainteresowanych prześlę na maila.

Cechy:

Podeszwa łączy w sobie będące zasługą elastycznych karbów dobre właściwości płynnego unoszenia stopy, z przyjemną amortyzacją. Ponadto w butach zastosowano lekką i odporną na skręcanie podpodeszwę.


Lekkie, sportowe buty na wędrówki z cholewką o średniej wysokości oraz z nieprzemakalną membraną.

- skóra powlekana PU oraz wytrzymała tkanina

- Sportowe buty na wędrówki

- nieprzemakalna, charakteryzująca się bardzo dobrą oddychalnością membrana TEXAPORE O2+

- nieprzemakalne, charakteryzujące się bardzo dobrą oddychalnością

- oddychająca, szybkoschnąca wyściółka poliestrowa (CIRCULINER)

- bardzo lekkie

- element stabilizujący na pięcie (HEEL STABILIZER)

- powlekana skóra i tkanina

- lekka i elastyczna podeszwa na wędrówki o dobrych właściwościach płynnego unoszenia stopy i przyjemnej amortyzacji (VIBRAM WOLF HIKE)

- lekka i elastyczna podeszwa Vibram przeznaczona na wędrówki

- zabezpieczenia palców

- sznurówki mocowane w nylonowych szlufkach, metalowych haczykach, haczykach zaciskowych





piątek, 23 grudnia 2016

Świątecznie ale trochę inaczej...



  Zamiast kolejnych list prezentów outdoorowych pod choinkę, zaserwuję Wam pod te święta coś troszkę innego. Bo natchnęła mnie taka myśl i rozmyślania podczas dzisiejszej jazdy autobusem do pracy. I tak jadąc, dłuuuugo jadąc, i patrząc na pędzący świat przez niezbyt czyste okienko, coś do mnie dotarło. Coś, czym chciałbym się z Wami podzielić.

  Wszyscy gdzieś zmierzamy. Do pracy, szkoły, na spotkanie, do bliskiej osoby i tak dalej. W podróży też zmierzamy do jakiegoś celu. W górach chcemy dotrzeć na szczyt czy do schroniska. To, że wszyscy gdzieś zmierzamy i docieramy lub nie, jest oczywistą oczywistością. W tym wszystkim, w docieraniu do celu, pomaga Nam sprzęt, ubrania, drobiazgi niesione w torbie, kieszeni, plecaku. Ten cały sprzęt można sobie kupić. Coś się nie sprawdza to wyrzucamy i kupujemy kolejny scyzoryk, namiot, plecak czy buty. Sprzęt outdoorowy ułatwia Nam tylko dotarcie do celu. Czy bez niego by się to udało? Na pewno. Może trwało by to trochę dłużej czy skutkowało np. odmrożeniami, ale by się udało. Ale miało nie być sprzętowo, wybaczcie.

  Człowiek jest stadną bestią i łatwiej poruszać mu się w stadzie niż samemu. W dzisiejszych szybkich czasach bardzo łatwo nie zauważać innych. Myślimy tylko o sobie zmierzając do pracy, na uczelnię itd. Nie zauważamy się także często w górach, na szlaku, na rowerze. Mijamy się jak powietrze, jakby wędrowiec Nas mijający nie istniał, był nierealny. A to często On/Ona może się okazać Naszym ratunkiem podczas wypadku. To często ta druga osoba w chwili Naszego załamania czy zwątpienia w sens dalszej drogi chętnie z Nami porozmawia. Wesprze duchowo choćby paroma słowami. Zwykłe ,,Cześć’’ wypowiedziane do wędrowca na szlaku ma wielką moc. Być może nawet się nie domyślimy, że to ,,Cześć’’ pomogło przezwyciężyć komuś swoje słabości i pomóc dotrzeć do celu.

  Dlatego chciałbym Wam życzyć w te Święta Bożego Narodzenia, abyście zauważali siebie nawzajem. Nie tylko gdzieś tam na szlaku na końcu świata. Ale wszędzie w drodze i w domu. Bądźcie pełni uśmiechu i radości podczas obcowania z innymi. Szanujmy się i mówmy to magiczne ,,Cześć’’ lub ,,Dzień Dobry’’. Chciałbym też życzyć Wam wielu wspaniałych osób poznanych w podróży. Zawsze bezpiecznych wyjść i powrotów.

  Spokojnych, rodzinnych i pełnych przemyśleń nad kolejnymi podróżami Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam ja, moja Magdalena i Nasz mały Wojtek.


Cześć i do zobaczenia gdzieś na szlaku!

środa, 7 grudnia 2016

Latarnia morska Czołpino


Powyższe dane i informacje praktyczne pochodzą ze strony internetowej Słowińskiego Parku Narodowego.

http://slowinskipn.pl/pl/

Wysokość latarni: 25,2 m
Wysokość światła: 75 m n.p.m.
Zasięg światła: 12 Mm
Charakterystyka światła: P (2) (8s)
Światło: 3 + 2 + 1 + 2 = 8 s.
Położenie geograficzne:
szerokość 54o 43′ 12″ N
długość 17o 14′ 37″ E


Latarnia udostępniana jest w okresie:
– od 1 maja do 15 czerwca w godz. 10.00 – 18.00
– od 16 czerwca do 31 sierpnia w godz. 10.00 – 20.00
– od 1 września do 30 września w godz. 10.00 – 18.00


Bilety: 4 zł bilet normalny i 2 zł bilet ulgowy

To dopiero moja druga zwiedzona latarnia morska na polskim wybrzeżu Bałtyku. Pierwszą była ta w Stilo. Samochód musimy zostawić na parkingu Czołpino Leśny (6 zł za samochód osobowy) i wykupić bilet wstępu do Słowińskiego Parku Narodowego – 6 zł normalny, 3 zł ulgowy. Dodam, że na miejscu można też kupić mapy turystyczne regionu.

Potem czeka Nas miły spacer przez sosnowy nadmorski las piaszczystą ścieżką. Po paru minutach zaczyna się lekkie podejście by pod koniec stać się całkiem stromo nachylonym, do tego po piasku. Ale jest całkiem przyjemnie, powietrze rześkie a i odwracając się mamy za plecami całkiem przyjemny widok.

A miało być płasko...

Na górze czeka latarnia. Aby wejść na górę musieliśmy trochę poczekać bo przed Nami weszła wycieczka młodzieży. Po schodkach można praktycznie iść w jednym kierunku, w górę lub w dół. Także przeczekaliśmy wrzaski i głośno komentowane mądrości życiowe gimnazjalistów i na spokojnie weszliśmy na górę, na balkon widokowy. Mega wiało ale przynajmniej pogoda była dobra i było co nieco widać. Oczywiście morze, wydmy, las po horyzont co mnie urzekło bardzo. Oboje stwierdziliśmy, że ta latarnia jest bardzo taka przyjemna. Trochę na uboczu, trochę trzeba się natrudzić żeby się tu dostać, ale warto.



Od latarni na plażę prowadzi szlak turystyczny, którym w parę minut można dotrzeć nad Bałtyk. Nam się już spieszyło do kolejnych atrakcji regionu, więc po zejściu z latarni podreptaliśmy z powrotem do auta i ruszyliśmy dalej.

A mi się nasunęła myśl, żeby może kiedyś przejść/przejechać rowerem szlak polskich nadbałtyckich latarń…hmm…

Widok w stronę Trójmiasta



Do zobaczenia gdzieś na szlaku!


Charakterystyczna sylwetka Rowokołu. 



wtorek, 22 listopada 2016

Fjord Nansen Honer 0,7 L - Test termosu

Dane techniczne:

Materiał: stal nierdzewna
Waga: 410 g
Pojemność: 0,7 l
Wymiary: 29 x 7,5 cm 
Cena ze strony producenta: 89,90 zł
Okres użytkowania: 1 rok

Dziękuję portalowi NGT.pl oraz firmie Fjord Nansen za udostępnienie termosu do testu. 



1.Co, jak i dlaczego?

  Kilka termosów w swojej turystycznej karierze przerobiłem już, niektórych używam do tej pory a inne odeszły w niepamięć. Ucieszyłem się, że będę mógł sprawdzić działanie termosu polskiego producenta, firmy Fjord Nansen. Zwłaszcza, że z tej firmy z powodzeniem sprawdza mi się mniejszy brat Honera o pojemności 0,5 litra. Jak wypadł tytułowy termos? O tym czytajcie poniżej. Miłej lektury!.

2.Wykonanie

 Fjord Nansen Honer 0,7 L to klasyczny termos wykonany z wysokiej jakości nierdzewnej stali szlachetnej. Dodatkowo na wierzchu pokryty jest jakby taką gumo podobną powłoką, dzięki której nie ślizga się w rękach ani rękawiczkach zimowych czy kolarskich. Na bocznej ściance znajduje się logo producenta. Do dziś się nie wytarło i wygląda jak nowe. Zakręcany jest klasycznym prostym korkiem z uszczelką, co dla mnie jest oczywiście ogromnym plusem. Nie lubię korków klikanych, nie ufam im i już. Fjord Nansen na szczęście podszedł do tematu klasycznie. W przypadku Fjorda wystarczy odkręcić korek o jakieś ¾ obrotu i można łatwo nalewać ciepły płyn do kubka. Potem zakręcamy i po sprawie. Korek na gwincie z dwóch stron ma rowki, dzięki którym takie nalewanie płynów jest możliwe. Patent niezwykle prosty i funkcjonalny. Dzięki temu unikamy całkowitego odkręcania korka i szybszego wychładzania gorącego płynu. Korek jest cały plastikowy, w środku ma..kawałek styropianu jako izolację cieplną. Uszczelka wciąż wygląda jak nowa i nie widać na niej śladów zużycia czy parcenia pod wpływem czasu i gorąca. Termos zakręcany jest jeszcze metalową zakrętką z plastikowym środkiem, która służy oczywiście za kubek. Na tym etapie nie mam żadnych zastrzeżeń do jakości wykonania. Wszystko do siebie pasuje, nie ma jakichś niedoróbek, korek i zakrętka ładnie się zakręcają. Jest bardzo dobrze.

,,gumopodobna'' powierzchnia antypoślizgowa.


3.Użytkowanie

 Użytkowałem termos przez cały rok w różnych warunkach – w górach, na rowerze, podczas wycieczek po okolicach domu, do pracy, przy pracach ogrodniczych. Zawsze bardzo dobrze spełniał swoje zadanie, czyli mogłem się napić gorącej herbaty w terenie. Kształt termosu jest wysoki i wąski. Idealnie leży w ręku. Łatwo dzięki temu pakuje się go do plecaka. Po prostu wsuwa się łatwo w wolne miejsce w plecaku między ubraniami i innymi gratami. Jeśli chodzi o mycie po opróżnieniu to nie miałem nigdy z tym problemów. Kubek jak i korek, jako jednoczęściowe elementy, można opłukać pod kranem. Termos w środku też się łatwo płucze, jednak otwór jest na tyle wąski, że ręki się do niego nie włoży. Trzeba stosować dłuższą szczotkę. W tym termosie przygotowywałem tylko herbatę. Do kawy mam inny termos. Torebkę po niej staram się wyjąć zawsze po zaparzeniu i potem mieć już tylko sam płyn w środku. Po powrocie pusty termos tylko płuczę w środku wodą i zostawiam otwarty do wyschnięcia. Termosu nigdy nie zakręcam do końca, gdy stoi nieużywany dłużej. Nie zauważyłem, żeby testowany termos jakoś mocno złapał zapach herbaty. Wizualnie Fjord do dziś wygląda bardzo dobrze. Są jakieś delikatne ryski czy zadrapania, ale tego się nie uniknie nigdy w terenie. Nigdy mi nie upadł, więc nie wiem jakby to wytrzymał. I mam nadzieję, że się o tym nigdy nie przekonam.



  Szczelność termosu jest wzorowa. Zawsze staram się, gdy to możliwe, gdy zaleję termos i zakręcę, przekręcić go do góry dnem i sprawdzić czy nie cieknie. Fjord był tutaj bezawaryjny po prostu. Co ciekawe, po zalaniu wrzątkiem okolice korka tuż przy gwincie robią się bardzo ciepłe. Jednak jak wykazały pomiary nie miało to wpływu na trzymanie temperatury. Korek trzeba zakręcać z wyczuciem i równo. Nie ma potrzeby na siłę dokręcać go do równego poziomu z brzegiem wlewu. Sam zassie ładnie korek tak, że potem i tak będzie ciężko go odkręcić.



  Jedyny minus podczas użytkowania ujawnił się dość szybko. Po którymś tam już zalaniu wrzątkiem zauważyłem, że chyba ciśnienie ze środka termosu zaczęło delikatnie wypychać plastikową zaślepkę izolacji z korka termosu. Nie wypadła ona nigdy całkowicie, ale zdarzało się, że wychyliła się jakieś 2-3 milimetry. Na szczęście równie łatwo da się ją wcisnąć z powrotem. Nie zdarzało się to za każdym zalaniem termosu, tylko co któryś tam raz. Dzięki temu mogłem też zdjąć zaślepkę i zobaczyć co jest w korku. A tam ciasno upchnięty dookoła kawałek styropianu. Ot i cała technologia. Ale to mnie nie zdziwiło. Inni producenci też stosują taki patent i taki materiał izolacji. Fjord przynajmniej się postarał i izolacja jest okrągła, dopasowana do wnętrza korka, a nie jak kiedyś spotkałem w innym termosie innej firmy kwadratowy kawałek styropianu włożony do okrągłego korka.

4.Podsumowanie

  Fjord Nansen Honer 0,7 L to solidnie wykonany i wyglądający termos. Klasyczny odkręcany korek jest jego wielką zaletą. Świetnie sprawdzi się wszędzie tam, gdzie chcemy cieszyć się gorącą herbatą czy kawą. Jego ergonomia ułatwia nam codzienne użytkowanie i pakowanie do plecaka czy torby. Pomiary wykazały, że bardzo dobrze utrzymuje temperaturę płynów. Przez rok czasu testu oceniam go bardzo wysoko i polecam wszystkim, którzy akurat szukają sprawdzonego i niezawodnego termosu.

PLUSY

- Cena adekwatna do jakości
- Pomiary wykazały bardzo dobre wyniki trzymania ciepła (wyniki pokryły się z innymi pomiarami w innych testach branżowych tego termosu oraz z pomiarami wykonanymi przez producenta)
- Ergonomiczny kształt
- Prosty klasyczny korek
- Antypoślizgowa powierzchnia ułatwiająca trzymanie termosu w ręku i rękawiczkach
- Wzorowa szczelność

MINUSY

- Czasem się zdarza, że ciśnienie ze środka wypycha jakieś 2-3 milimetry plastikowy dekielek z korka zakrywający izolację.



5.Pomiary

  Pomiary pokazują powtarzalność wyników przez cały okres testu. Osobiście uważam, że termos wypadł pod tym względem bardzo dobrze. Nie zdarzyło mi się, żebym pił z niego zimną herbatę. Zresztą, pomiary pokrywają się z pomiarami wykonanymi podczas innych testów branżowych, oraz z pomiarami wykonanymi przez producenta. 

Poniżej wyniki pomiarów dla upartych i dociekliwych:)

Pierwszy test bez wygrzewania termosu

Temperatura wlewanego płynu: 97 st.C  (zmierzyłem zagotowany wrzątek tuż przed wlaniem do termosu)
1.Pierwszy pomiar po 12 godzinach od zalania termosu: 75 st.C  (temperatura otoczenia 19,1 st.C)
2.Drugi pomiar po 24 godzinach od zalania termosu: 61 st.C  (temperatura otoczenia 19,7 st.C)
Ciecz była wlana pod linię korka
Termos przez cały czas stał na parapecie przy oknie w pokoju.
I dalej:
Po 36 godzinach: 51 st.C (t.o 19,5 st.C)
Po 48 godzinach: 44 st.C (t.o 19,8 st.C)

Drugi test z wygrzaniem termosu (zalanie wrzątkiem na około 3 minuty przed właściwym wlaniem płynu)

Temperatura wlewanego płynu:  98 st.C (początkowa temperatura otoczenia 20,2 st.C)
1.Pierwszy pomiar po 12 godzinach od zalania termosu: 76 st.C (temperatura otoczenia 20 st.C)
2.Drugi pomiar po 24 godzinach od zalania termosu: 62 st.C (temperatura otoczenia 20,5 st.C)
Ciecz była wlana pod linię korka, termos stał na parapecie przy oknie.
I dalej:
Po 36 godzinach: 53 st.C (t.o 20,6 st.C)
Po 48 godzinach: 45 st.C (t.o 20,7 st.C)

Trzeci test (bez wygrzewania termosu)

Temperatura wlewanego płynu: 96 st.C  (zmierzyłem zagotowany wrzątek tuż przed wlaniem do termosu)
Początkowa temperatura otoczenia: 22 st.C
1.Pierwszy pomiar po 12 godzinach od zalania termosu: 75 st.C  (temperatura otoczenia 21 st.C)
2.Drugi pomiar po 24 godzinach od zalania termosu: 63 st.C  (temperatura otoczenia 22 st.C)
Ciecz była wlana pod linię korka
Termos przez cały czas stał na parapecie przy oknie w pokoju.

Czwarty test z wygrzaniem termosu (zalanie wrzątkiem na około 3 minuty przed właściwym wlaniem płynu)

Temperatura wlewanego płynu: 98 st.C  (zmierzyłem zagotowany wrzątek tuż przed wlaniem do termosu)
Początkowa temperatura otoczenia: 20,2 st.C
1.Pierwszy pomiar po 12 godzinach od zalania termosu: 76 st.C  (temperatura otoczenia 20 st.C)
2.Drugi pomiar po 24 godzinach od zalania termosu: 63 st.C  (temperatura otoczenia 19,8 st.C)
Ciecz była wlana pod linię korka
Termos przez cały czas stał na parapecie przy oknie w pokoju.

Piąty pomiar bez wygrzania termosu po około roku użytkowania.

Temperatura wlewanego płynu:  96 st.C (temperatura otoczenia 23 st.C)
1.Pomiar po 12 godzinach – 75 st.C
2.Pomiar po 24 godzinach – 62 st.C

 Szósty pomiar na balkonie bez wygrzewania termosu

Temperatura otoczenia około 2,5 st.C plus lekki chłodny wiatr i padający śnieg z deszczem
Temperatura początkowa wlewanego płynu: 96 st.C
Pomiar po 12 godzinach: 70 st.C





piątek, 21 października 2016

Victorinox Swissclassic – tym razem 2 proste noże kuchenne.

   Jakiś czas temu opisywałem 2 scyzoryki Victorinoxa, których używam w terenie, na rowerze, na co dzień itd. Teraz nadszedł czas na krótki opis dwóch noży kuchennych tej zacnej szwajcarskiej firmy. Budowa tych noży jest ,,prosta jak budowa cepa’’. Rękojeść plus ostrze ze stali szlachetnej i tyle. Czym się wyróżniają na tle innych nożyków kuchennych, których jest cała masa wszędzie w sklepach?

1.Ogromna uniwersalność

   Tymi dwoma nożami można praktycznie obsłużyć 99% czynności, jakie wykonujemy w kuchni. Pokroi się nimi i obierze niemalże wszystko. Pikutkiem pomarańczowym można nawet chleb i bułki kroić. Posmarujemy masełko, pokroimy mięso i owoce, rozetniemy różne opakowania w które pakowane są produkty spożywcze. Odkąd mamy z Magdaleną te 2 nożyki praktycznie w kuchni nie używamy innych noży. Raz ich użyjecie a nie będziecie chcieli się z nimi rozstać, gwarantuję Wam to!!

2.Ostrość

  Pikutka mamy jakieś 8 miesięcy, zielonego trochę krócej. Jak pisałem, kroimy nimi prawie wszystko w kuchni i nadal są ostre jak brzytwa. Trzeba uważać, bo chwila nieuwagi i można sobie poważne kuku zrobić w paluchy. Oba mają ząbkowane ostrza, co pozwala kroić właśnie min. pieczywo.



3.Prostota

   To są nieskomplikowane noże a liczba czynności w kuchni, które można nimi wykonać jest obłędna. Rękojeści są banalnie wygodne i funkcjonalne. Noże trzyma się bardzo pewnie. Powierzchnia jest lekko chropowata, dzięki czemu podczas krojenia mokrą ręką czegoś nie ślizga się ona. Ostrza też proste, choć ząbkowane.



No dobra, ale to jest opis kuchenny noży. A co mają one wspólnego z turystyką?

   Otóż, to, że zawsze jak gdzieś jedziemy, czy w góry, czy nad morze, czy na działkę to zabieramy je ze sobą. Kto używał tępych noży na kwaterze czy w agroturystyce, ten wie, że własny nożyk kuchenny jest niezastąpiony. Poza tym warto też zabrać jeden na wypad typowo plecakowo-schroniskowy. Gwarantuję, że wszyscy biesiadnicy przy ławie w schronisku będą chcieli używać noża Victorinoxa. Scyzoryki też są okej w takich sytuacjach, ale jednak gorzej się sprawdzają niż najprostszy nóż kuchenny. Pokrojenie czerstwego chlebka i posmarowanie go paprykarzem czy pasztetem w terenie – bezcenne! Zielonego Vica zabieram też do lasu na grzybobrania. W koszyku wygląda fajnie, a w pełnym koszyku prezentuje się jeszcze lepiej.



Na minus muszę im zaliczyć brak pokrowca czy jakiegoś choćby plastikowego zabezpieczenia ostrza. Noże są pieruńsko ostre i żeby spakować je do plecaka czy torby podróżnej trzeba zawinąć ostrze w ściereczkę.

Nóż do warzyw i owoców ,,Swissclassic’’


- Ząbkowane ostro zakończone ostrze
- Fajne cztery kolory rękojeści (zielony, pomarańczowy, fioletowy, żółty)
- Można go myć w zmywarce
- Cena na stronie producenta 19,80 zł (w sklepie turystycznym zapłaciłem 25 zł)

Numer artykułu
6.7736.L4
Długość ostrza
10 cm
Waga
31 g

Nóż do pomidorów i kiełbasy Swissclassic (tzw. Pomidorek lub Pikutek)


- Zaokrąglone ząbkowane ostrze
- Wyprofilowana rękojeść
- Dostępny w 5 kolorach
- Można go myć w zmywarce
- Cena na stronie producenta 18,50 zł

Numer artykułu
6.7836.L119
Długość ostrza
11 cm
Waga
32 g



niedziela, 18 września 2016

Nocna jazda outdoorowa (15.09.2016)

Hej!

Jeździliście na rowerze kiedyś w nocy? Mieliście w ogóle taką potrzebę? Ja ostatnio miałem i zrealizowałem swój plan. Wykorzystałem ostatnie chyba już w tym roku ciepłe wieczory i do tego jeszcze udało się trafić na pełnię księżyca. Do tego super trasę obmyśliłem sobie. Miejsce docelowe fajne bo najwyższe w okolicy Głowna. Na wzniesieniu ustawione są wiatraki. Także widok na zachód słońca miałem bombowy. Jazda po ciemku przy oświetleniu rowerowym i mocnej czołówce daje zupełnie inne wrażenia niż jazda w dzień. Fajnie jak się jedzie przez pola czy las i widać nagle kilka par jasnych punkcików w ciemności - to oczy saren i kotów. 

Pełnia i wiatraki z jednej strony...


Co warto ze sobą zabrać? Oczywiście oświetlenie! I to jakieś mocniejsze sprawdzone. Ja miałem komplet lampek rowerowych Cateye, a jako główne światło użyłem czołówki Black Diamond Storm (starsza wersja o mocy świecenia 130 lumenów). Taki zestawik pozwala na swobodną jazdę po polach, lasach, asfaltach. 

...a z drugiej piękny zachód słońca. Takie chwile uwielbiam!.


Co jeszcze? Termos z gorącą herbatą lub kawą. Wiem, że się powtarzam, ale nic tak nie poprawia morale jak kilka łyków gorącego napoju. Warto też zabrać jakąś koszulkę na przebranie i cieplejszą bluzę lub softshell (np. zabrałem i jechałem po postoju w lekkim sofcie Jack Wolfskin Turbulence). 

Z ważniejszych rzeczy to jeszcze zestaw naprawczy do roweru i mapa. No i oczywiście dobry humor i chęć przeżycia fajnej przygody. 

Postój, herbatka, zdjęcia. 


Polecam Wam takie nocne tripy, to zupełnie inne odczucie z jazdy. 

czwartek, 18 sierpnia 2016

Jack Wolfskin Wolf Bottle Grip 1.0 L - butelka na wodę - opinia.


   Od jakiegoś czasu już rozważałem różne sposoby transportu wody tudzież innych trunków podczas aktywności outdoorowych. Plastikowym butelkom jakoś tak mówię nie. Termos okej, ale jest cięższy i używa się go raczej w chłodniejszych porach roku. Bidon rowerowy? Większość lubi przeciekać niestety. A na przeciekanie w plecaku nie mogę sobie pozwolić (aparat foto, kurtka za parę stów itd. itp.). Bukłak do plecaka? Za dużo roboty i zabawy z nim. Chciałem coś tylko na okres od wiosny do jesieni, tanie, lekkie i funkcjonalne.



   Padło na najprostszą, najzwyklejszą butelkę aluminiową na wodę firmy Jack Wolfskin, model Wolf Bottle Grip o pojemności 1 litra (ciężko już dostępny bo firma przestała je produkować). Butelka ta występuje jeszcze w wersji 0,75 litra. Kolor czarny jak smoła z tradycyjnym żółtym firmowym napisem i wilczą łapką, która jest elegancko wytłoczona. Fajnie, że powierzchnia butelki jest chropowata, nie ślizga się przez to w ręku. Natomiast mały minusik za delikatność tejże farby. W styczności z np. pompką rowerową  czy skuwaczem do łańcucha, które wożę w plecaku podczas rowerowych eskapad, butelka się trochę porysowała. Może każda by się porysowała, nie wiem. Może za bardzo wydziwiam?  Korek/zakrętka plastikowa z uszczelką w środku oczywiście. W korku jest duży otwór, dzięki któremu butelkę można łatwo przypiąć np. małym karabinkiem do plecaka czy paska od spodni. Ja z tego patentu na razie nie korzystałem. Zawsze butelkę, ze względu na litrowy gabaryt noszę w plecaku. Zakręcony korek szczelnie utrzymuje płyn w środku. Nic nie cieknie.

   Płyny, które wlewam do butelki to głównie herbata lub woda z sokiem czy np. rozpuszczoną pigułą Isostara. Nie próbowałem z kawą i napojami gazowanymi. Po kawie pewnie zostanie posmak, gazowane picie mogłoby wyciekać. Nie wiem, nie próbowałem. Może nic by się nie działo złego. Na razie nie zauważyłem, żeby butelka złapała jakiś zapach napoju. Po użyciu myję ją ciepłą wodą z użyciem płynu do naczyń. Środek kilka razy przepłukuje i tyle. Nie zostawiam jej zakręconej po wyschnięciu. Tak samo też postępuję z termosami.

W podróży Wąskotorową Kolejką Rogowską.

   Butelka jest z aluminium, toteż po wlaniu wrzątku robi się gorąca. Stygnie może trochę wolniej niż gorąca herbata wlana do zwykłej plastikowej butelki. No ale to nie jest termos z założenia, więc normalne, że będzie stygło. Natomiast zauważyłem, że w upalny dzień wlany zimny napój dłużej utrzymuje chłodną temperaturę. Jeszcze jak butelka jest schowana w plecaku to picie takiego płynu w spory upał jest całkiem przyjemne.

   Butelkę używam podczas pieszych wędrówek, jazdy na rowerze, a ostatnio zabieram ją nawet na grzybobrania do lasu. Czasem też biorę ją w podróż pociągiem do mamy i z powrotem. Rozwiązanie wygodne i praktyczne, wielokrotnego użytku. Zawsze gdy skończy się napój, butelkę można wypłukać w strumieniu czy pod kranem u kogoś na szlaku i nalać czystej wody, wrzucić Isostara, i mamy gotowe picie na drogę. Ewentualnie można nalewać tylko czystą wodę w trasę, a jak ją zużyjemy, to już zależy od nas samych (do przygotowania ciepłego picia, obiadu czy nawet do umycia się).


   Lubię moją wilczą butelkę, przyznaję się. Lubię mieć ją w drodze przy sobie. 

W zacnym towarzystwie: kask Bontrager Solstice, rękawiczki Fox Ranger. 

środa, 10 sierpnia 2016

Wieżyca, czyli kaszubski ,,Everest’’ zdobyty! (10 maj 2016 roku).


   W maju jadąc nad morze do Łeby i Słowińskiego Parku Narodowego postanowiliśmy tak trochę na szybko i po macoszemu zahaczyć o Kaszuby i jej największe atrakcje. Niewątpliwie jedną z nich jest najwyższe wzgórze w pasmie morenowych Wzgórz Szymbarskich. Wieżyca, bo o niej mowa oczywiście, wznosi się ponad otaczającym ją lasem bukowym na wysokość 328,7 metrów n.p.m. Dokładnie znajduje się w województwie pomorskim, powiecie kartuskim i w gminie Stężyca. Jest najwyższym wzniesieniem nie tylko na Kaszubach, ale też na całym Niżu Europejskim.

Wejście na szlak prowadzący na szczyt Wieżycy.

   Chcąc ,,zdobyć’’ ten kaszubski szczyt szczytów należy samochód zostawić na ładnym parkingu tuż przy szosie. Potem kilkaset metrów udać się pieszo do wejścia do Rezerwatu Przyrody ,,Szczyt Wieżyca na Pojezierzu Kaszubskim’’. Z drogi dobrze oznaczoną ścieżką czeka Nas około 15-20 minutowe podejście na szczyt.

Na szlaku delikatnie pod górę.

   Wierzchołek porośnięty jest przepięknym lasem bukowym, więc widoki z niego żadne. Jednak, ku uciesze turystów, na szczycie wznosi się potężna metalowa wieża widokowa. Ma wysokość 35 metrów, a na najwyższą platformę widokową prowadzą 182 stopnie. Także można się troszkę zgrzać i zasapać. Tlenu Nam nie braknie raczej. Oczywiście wieża nosi imię Jana Pawła II. Wstęp na wieżę też oczywiście jest płatny (6 zł bilet normalny), a bilet można kupić w budce pod wieżą. My byliśmy w maju i już płaciliśmy. Poza sezonem nie wiem jak jest z opłatami i wstępem. Za parking też nie płaciliśmy…pewnie uznali, że na parking płatny maj to nie sezon. Mniejsza z tym.

Wieża na szczycie...

...i oczywiście krzyż.
 
   Po kilku głębszych (nie kielonkach Moi Drodzy tym razem) wdechach i wydechach pokonujemy ostatni stopień schodków i wchodzimy na dużą górną platformę widokową. Jest zadaszona, wieża jest metalowa, więc pewnie podczas burzy można doświadczyć ciekawych efektów. To co zauważyliśmy, to że wieża fajnie się kołyszę od kroków i od wiatru. Efekt na górze jest dziwny. Przy Nas na przykład pewna pani będąc w połowie schodów nie zdecydowała się iść dalej i zrezygnowała. 

   Widok z wieży jest nieograniczony z żadnej strony. Wzniesienie i wieża wyraźnie górują nad okolicą aż po horyzont. Mamy doskonały widok na Kaszubski Park Krajobrazowy i Pojezierze Kaszubskie. Doskonale widać charakter i rzeźbę terenu – pofalowane pagórki i między nimi liczne jeziora, całość pokryta pięknymi lasami i malowniczymi polami oraz łąkami. Niedaleko połyskiwały tafle jezior: Patulskiego, Ostrzyckiego, Raduńskiego Górnego i Dolnego. Pogoda i widoczność Nam dopisały tego dnia. Na szczycie wieży spędziliśmy dobre 45 minut delektując się widokami i ciszą.


Najwyższa kondygnacja wieży widokowej.

A z niej widoki dookoła bez ograniczeń. 




   Jeśli tylko kiedyś będziecie w okolicy lub będziecie zmierzać nad polskie morze w okolice Łeby czy Ustki, to po drodze zajrzyjcie w okolice Kartuz i zróbcie sobie spacer na Wieżycę. Na pewno nie pożałujecie!!







,,Szwajcaria Kaszubska''


niedziela, 3 lipca 2016

Jezioro Łebsko z punktu widokowego we wsi Kluki


  Korzystając z kilku wolnych dni w maju pojechaliśmy z Magdaleną w Nasze ulubione sprawdzone miejsce nad morzem, czyli do Łeby. To małe portowe miasteczko ma swój niepowtarzalny urok i klimat. Do tego piękna plaża, dokoła miasta dzikie tereny i perełka wśród polskich parków narodowych – Słowiński Park Narodowy. Ale tym razem nie będzie o parku ani o Łebie. 


  Jeden dzień poświęciliśmy na zwiedzenie Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach, ale o tym też teraz nie będę pisał (o muzeum pojawi się osobny tekst na blogu). Chciałbym Wam pokazać zupełnie inne miejsce położone jakieś półtora kilometra od wsi Kluki, na jej końcu tak jakby. 


  Kluki położone są nad Jeziorem Łebsko, trzecim co do wielkości jeziorem w Polsce. Cała zresztą historia wsi i życie jej mieszkańców są związane z tym jeziorem. A moim zdaniem najlepszy punkt widokowy na Łebsko znajduje się właśnie na końcu wsi Kluki. Na nowszych mapach turystycznych jest on zaznaczony już, na tych starszych niekoniecznie. Po zwiedzeniu muzeum we wsi można się przejść pieszo kawałek asfaltem lub podjechać na parking autem. Stąd już trzeba iść pieszo około kilometr polną drogą do widocznej w trzcinach jeziora wieży widokowej. Spacer upłynął Nam przyjemnie choć za nami szalała burza a od strony jeziora wiał dość silny i chłodny wiatr.

Ku wieży widokowej na Jezioro Łebsko.

  Na miejscu pod wieżą są stoły i ławy, więc można usiąść i odpocząć. My od razu pokonaliśmy kilkadziesiąt stopni po drewnianych schodkach i weszliśmy na taras widokowy. Widok jest niesamowity!. Widać prawie całe jezioro Łebsko i ,,falujące pola’’ szuwarów przy brzegu. Do tego w oddali, hen przed Nami na drugim brzegu oświetlone słońcem ruchome wydmy Słowińskiego Parku Narodowego. Coś fantastycznego, naprawdę!. I wiecie co jeszcze? Słychać było tylko szum wiatru, plusk wody i falujące trzciny. Dookoła pusto. Ostatnie domy Kluk też daleko. I z tyłu burza za Nami. Tutaj czuć bliskość z naturą. 

Już prawie...

i widok z wieży!.

  Gdziekolwiek jesteście szukajcie takich miejsc, mało znanych i odwiedzanych, a przez to pięknych i cichych. 





Za Wikipedią:

,,Łebsko (kasz. Łebskò, niem. Lebasee) – jezioro przybrzeżne w województwie pomorskim (na terenie gmin Wicko oraz Smołdzino) na Wybrzeżu Słowińskim, trzecie pod względem powierzchni jezioro w Polsce.

Ma powierzchnię 7142 ha, długość 16,4 km, szerokość 7,6 km a maksymalna głębokość to 6,3 m (kryptodepresja)’’.



Link do strony internetowej Słowińskiego Parku Narodowego - http://slowinskipn.pl/pl/


Widok na jezioro w stronę Łeby.

Zabudowania wsi Kluki, droga do wieży i burza nad charakterystyczną piramidą Rowokołu.


Na pomoście...trochę chybotliwy jest

W oddali jasne piaski ruchomych wydm.